fbpx

Najgorszy film…

Śledź mnie na fejsbuku!Facebook
Podziel się z innymi! Facebooktwitter

Jaki jest najgorszy film jaki w życiu oglądałem? Wbrew pozorom na to pytanie nie jest tak łatwo odpowiedzieć… Wybór najlepszego filmu też nie byłby prosty, ale w tym drugim przypadku przynajmniej dziesiątki tytułów od razu zalewają mój umysł. Jak w ogóle zdefiniować najgorszy film? Jakie są cechy złego filmu? Różnie można do tego podchodzić, różnie oceniać.

Najgorszy = najobrzydliwszy?

Najgorszy film… hmm… A może to taki, który bardzo chciałbym „odzobaczyć”? Taki, który przedstawiał tak okropne rzeczy, że żałuję, iż to widziałem? Są takie produkcje, które ogląda się ciężko, ze względu na ilość wstrętnych obrazów podsuwanych widzowi przed oczy. Niektóre filmy są niesamowicie ohydne, obrazoburcze, pełne przemocy, sadyzmu lub perwersji (a niekiedy wszystkie te okropieństwa występują razem). Jeśli jeszcze duże natężenie takich mocnych i prowokujących scen w filmie jest usprawiedliwione konkretnym przekazem, to można by się jeszcze  zastanowić nad wybaczeniem twórcom pokuszenie się o tak drastyczne środki artystyczne.

Zdarza się jednak, że te wszystkie niesmaczne i obrzydliwe sceny są tylko po to by wzbudzić kontrowersje i pokiereszować widzowi psychikę oraz przetestować jego wrażliwość. Na moim blogu swego czasu umieściłem ranking 10 filmów, które bardzo ryją banię. Możecie go zobaczyć pod tym linkiem: https://zkusiorabani.pl/top-najbardziej-zryte-filmy/. Na pierwszym miejscu tej listy plasuje się film „Salo, czyli 120 dni Sodomy, którego reżyserem jest Pier Paolo Pasolini. Tak porąbanego filmu nigdy nie widziałem, a na samo jego wspomnienie robi mi się niedobrze. Więc chyba spokojnie mogę zakwalifikować go do jednego z tych najgorszych jakie oglądałem w życiu. Ale czy jest tym najgorszym?

Okładka DVD z filmem Salo

Najgorsza realizacja

A może należy zastosować inne podejście w celu wybrania najgorszego filmu? Może powinno się większą uwagę zwrócić na grę aktorską, wykonanie, jakość efektów specjalnych, montaż, dźwięk i inne typowo techniczne rzeczy? Jeśli chodzi o jakość wykonania, to „Salo, czyli 120 dni Sodomy jest filmem co najmniej dobrym. Gdyby ta produkcja nie była zrobiona tak profesjonalnie, tak realistycznie, to nie zrobiłaby na mnie chyba tak mocnego (ale fatalnego) wrażenia. Powstaje jednak wiele tanich i tandetnych produkcji, które wyglądają wręcz gorzej niż jakieś amatorskie filmiki. Takich badziewi jest naprawdę sporo i często można je napotkać na mniej popularnych kanałach telewizyjnych. Jak sobie zrobiłem szybki research najniżej ocenionych przeze mnie filmów na portalu Filmweb.pl, to szybko znalazłem jedną taką perełkę w postaci „Megarekin kontra krokozaurus„.

Już chyba sam tytuł mówi sporo o wybitności tego dzieła 😀 Takie filmy są niezwykle drętwe, słabe i nudne. Efekty specjalne wołają o pomstę do nieba, a aktorstwie nie ma nawet co wspominać – sklepowe manekiny wcale nie wypadłyby gorzej. Jeśli taki film miałby być po prostu parodią, wtedy można by się było od biedy i z niego pośmiać. Jednak, gdy widz sobie uświadomi, że to tak na poważnie wszystko, to z zażenowania aż zasłania oczy rękami… Ocena 1/10 – stracone bezpowrotnie półtora godziny życia. Póki co chyba ta produkcja wydaje mi się najgorszą jaką widziałem. 

Plakat filmu „The Room”

Najpopularniejszy z najgorszych

Chciałbym jeszcze poruszyć temat filmu „The Room” z 2003 roku, który w powszechnej opinii jest najgorszym filmem świata. Chociaż bardziej podoba mi się określenie „najlepszy z najgorszych filmów świata”, bowiem ten twór jest tak słaby, że każdy chce go obejrzeć. Można więc śmiało powiedzieć, że to kultowa już produkcja. Jej reżyserem i zarazem jednym z głównych bohaterów jest Tommy Wiseau. Talentu aktorskiego i geniuszu twórczego raczej w nim nie dostrzegłem. Obraz jest niesamowicie nudny, przepełniony wręcz scenami niepokojąco przypominającymi wstęp do filmów pornograficznych. Akcji nie ma w nim w zasadzie żadnej, dialogi są tak słabe, że słysząc je można żałować, że się nie jest głuchym. Co chwilę pojawiają się jakieś niepotrzebne wstawki, które kompletnie nie pasują do filmu i w ogóle nie wiadomo po co tam są… I zgniła wisienka na tym zjełczałym torcie to ta przewidywalna końcówka. 

Mimo wszystko, nie żałuję że obejrzałem to, za przeproszeniem, dzieło. Jeszcze przed seansem wiedziałem dobrze jaką ma opinię i byłem do niego odpowiednio nastawiony – nie oczekiwałem niczego dobrego. I może dzięki temu momentami naprawdę się uśmiałem. Ten film w sposób niezamierzony potrafi rozśmieszyć widza swoją topornością. Gapiąc się w niego wręcz wyczekiwałem na pojawienie się Tommiego Wiseau, gdy przez długi czas nie było go na ekranie. Bo gdy tylko się zjawiał, raczył mnie żałosnym tekstem i drętwotą. Jednego temu filmowi nie można odmówić – zapada porządnie w pamięć. 

Twórczość Ed’a Wood’a

Pisząc tekst o najgorszych filmach nie wypada nie wspomnieć o reżyserze o nazwisku Edward D. Wood Jr. Nosi on niechlubne miano najgorszego reżysera w historii. Ed Wood, bo pod takim skrótem pełnego nazwiska jest bardziej kojarzony, jest dla mnie w zasadzie tragiczną postacią. Kochał pracę w filmie, lubił kreować, lecz przy tym był obdarzony totalnym brakiem reżyserskiego talentu. Taki ponury paradoks. Tworzył głównie niskobudżetowe horrory i science-fiction, a czasem i westerny, które były w zasadzie antyfilmami. Są całkowicie pozbawione sensu, pełne błędów, nielogiczności. Po prostu tandeta. Trzeba jednak sprawiedliwie powiedzieć, że Ed Wood nie miał też odpowiednich środków, by tworzyć bardziej ambitne i profesjonalne filmy. Jego smutna kariera szybko się zakończyła, a zamiast go wzbogacić sprawiła, że stał się jeszcze biedniejszy. Pod koniec swego życia zajął się nawet produkcją filmów pornograficznych, aby mieć za co żyć…

Ed Wood

Jego filmy zyskały popularność (a sam Ed Wood sławę) dopiero po jego śmierci. Sam zamierzam kiedyś obejrzeć w całości przynajmniej jeden z jego filmów, bo umówmy się – hasło „najlepszy film/reżyser” jest już dosyć oklepane, ale „najgorszy” już wzbudza większe zainteresowanie 🙂  Również biograficzny film Tima Burtona z 1994 roku o tytule „Ed Wood„, z Johny Deppem w roli głównej, przyczynił się do rozsławienia twórczości tego nieuzdolnionego reżysera. 

Uwe Boll i jego fascynacja grami wideo

Skoro już przy najgorszych reżyserach jesteśmy, wspomnę jeszcze jedno nazwisko: Uwe Boll. Ed Wood okres swojej twórczości miał już ponad 60 lat temu, jednak i we współczesnym kinie nie brakuje słabych reżyserów. Właśnie Uwe Boll jest według mnie swoistym spadkobiercą „talentu” Wooda. Znany jest głównie ze swoich nieudanych ekranizacji gier komputerowych. W swoim dorobku ma takie produkcje jak „BloodRayne„, „Postal” czy „Alone in the dark„. Po obejrzeniu filmu „Far Cry” zrozumiałem dlaczego ma opinię fatalnego reżysera. Nie mogłem uwierzyć, że zrobił taką beznadziejną ekranizację tak świetnej gry. Co prawda „Postal„, mimo iż był bardzo prostacki i wulgarny, już o wiele bardziej przypadł mi do gustu.

Uwe Boll

Pomimo złej sławy tego niemieckiego reżysera, zdarzało mu się zrobić nawet i średnie filmy. Na pewno pozytywne wrażenie zrobiła na mnie informacja, że Uwe Boll sam sponsoruje wszystkie swoje produkcje, a nie jest finansowany przez hollywoodzkie studia. Niestety (lub stety) w 2016 roku ogłosił, że zaprzestaje kręcenia filmów z powodu braku funduszy na ich realizację. No cóż, bez niego kino może nie być już tak różnorodne, a ekranizowanie gier wideo znów będzie mniej popularne…

Cudze chwalicie…

Ten tekst ma być o moim najgorszym filmie, ale co ja poradzę, że z tym hasłem kojarzy mi się cała grupa polskich badziewnych komedii, zarówno tych romantycznych jak i nieromantycznych? Chodzi mi oczywiście o te produkcje, które powstały na przestrzeni mniej więcej ostatniej dekady, w których mamy nieprzyjemność zobaczyć takich celebrytów (nazwanie niektórych aktorami byłoby grubą przesadą) jak m.in.: Karolak, Szyc, Adamczyk, Bohosiewicz czy Żmuda-Trzebiatowska. Jak dla mnie prawie wszystkie tego typu produkcje są w zasadzie identyczne. Każda następna taka komedia to tylko kolejna kopia kopii. Na szczęście już omijam filmy typu „Kac Wawa„, „Miłość na wybiegu„, „Ciacho” czy „Wyjazd integracyjny” z daleka i nie chcę mieć z nimi wiele do czynienia. Jednak uraz pozostał. Może i ktoś coś takiego lubi, ale ja nie mogę już tego zdzierżyć. Jak dla mnie, finansowanie takich produkcji to wyrzucanie pieniędzy w błoto…

Jeszcze muszę wymienić chyba najgorszy polski film jaki widziałem (oczywiście według mojej opinii). Nie jest to niestety jakaś badziewna komedia, a dramat wojenny opowiadający o niezwykle ważnym wydarzeniu w polskiej historii. Chodzi mi o „1920 Bitwę Warszawska„. Bardzo mi przykro, że ten słaby film w ogóle powstał. Tym bardziej, że jego reżyserem jest już legenda polskiego kina – Jerzy Hoffman. Tego Pana nie muszę chyba przedstawiać – jego adaptacja Trylogii Sienkiewicza to klasyka. Oj, żal mi było patrzeć nawet na ten obraz, na tandetne efekty, przerysowane i słabo zagrane postacie. Krótko mówiąc – katastrofa.

Plakat filmu „1920 Bitwa Warszawska”

Przy okazji słabych filmów z naszego rodzimego podwórka, powiem jeszcze o fajnym kanale na serwisie Youtube, gdzie Mieciu recenzuje najgorsze polskie produkcje. Kanał ma nazwę mietczynski. Ja się zawsze świetnie bawię oglądając filmiki tego gościa. A facet jest naprawdę masochistą, że katuje swój umysł takimi szmirami  😀 


Podsumowanko

Miał być na szybko napisany tekst o najgorszych filmach, a wyszedł z tego dosyć przydługi artykuł… Mam nadzieję, że nie zanudziłem wszystkich i ktoś dotrze chociaż do tego momentu. Teraz już naprawdę koniec jest blisko. Pozwolę sobie tylko na małe podsumowanie. 

Najgorsze filmy to chyba takie, od których czegoś oczekuję, a później tego nie dostaję. Zostaje po nich tylko rozczarowanie i złość, że te dwie godziny swojego życia mogłem spędzić na oglądaniu czegoś znacznie lepszego…

Jeśli zaczynam oglądać film, co do którego nie mam w zasadzie żadnych wymagań i jestem mentalnie przygotowany na słabiznę, to po seansie moje odczucia względem tego tytułu mogą być nawet i pozytywne. Sytuacja jest diametralnie inna, gdy moje oczekiwania względem filmu za bardzo sobie napompuję i lecę do kina spodziewając się prawdziwego hitu, a się okazuje, że wcale nie jest tak dobry jak myślałem. Wtedy czuję duży niedosyt i jestem wkurzony, że zamiast superprodukcji zobaczyłem „tylko” niezłą produkcję. I o ile jeszcze tych filmów powszechnie uważanych za złe, nisko notowanych w różnych rankingach i słabo ocenianych, można łatwo uniknąć, to nie da rady uciec przed mniejszymi lub większymi rozczarowaniami w kinie (zwłaszcza świeżo po premierze danego tytułu). Dodatkowo dochodzi tutaj indywidualny gust widza – każdy bowiem może czegoś innego wymagać od filmowego obrazu. A zwiastun, opis czy nawet świetna recenzja nigdy nie oddadzą w 100% jaki ten film naprawdę jest.

Od czasu do czasu chyba warto zobaczyć jakiś gorszy tytuł. Bo dzięki temu lepiej się docenia te najlepsze  😉 

I to by było na tyle. Dzięki za wytrwałość.  😛 

Śledź mnie na fejsbuku!Facebook
Podziel się z innymi! Facebooktwitter
Znajdź mnie na Facebook\'u!