fbpx

TOP TEN, czyli lista najlepszych seriali według Kusiora (Cz. 1)

Śledź mnie na fejsbuku!Facebook
Podziel się z innymi! Facebooktwitter
Na początku muszę się do czegoś przyznać. Wiem, że to wstyd straszny, totalny blamaż, i jeśli byłeś zainteresowany moim blogiem, to teraz pewnie to zainteresowanie stracisz, ale jestem totalnie nieaktualny jeśli chodzi o seriale. Nie oglądałem jeszcze Narcos, Stranger Things, Mr. Robot czy naszego rodzimego Belfra. Co więcej, nie było mi jeszcze dane też doświadczyć jak dobrym serialem jest House of Cards, Detektywi, Czarne lustro i Sherlock. Grę o Tron co prawda znam i bardzo lubię, jednak zatrzymałem się z oglądaniem na czwartym sezonie i z resztą poczekam, gdy seria oficjalnie zostanie zakończona.

Wiem, że w myślach już na pewno obsypujesz mnie jakimiś nieparlamentarnymi epitetami, zastanawiasz się jak ktoś tak zacofany bierze się za pisanie na taki temat. Pewnie uznasz, że z powodu mojego laickiego podejścia do najnowszych seriali, mój cały ranking jest wart mniej niż piec kaflowy w środku dnia na Saharze. Mimo wszystko odważę się zaprezentować Ci listę dziesięciu, moim zdaniem, najlepszych seriali. Chociaż to wydaje się oczywiste, to jednak poinformuje, że ten ranking jest skrajnie subiektywny i w grę wchodzą jedynie te seriale, które oglądałem.

Czy seriale są lepsze od filmów?

Kurczę, troszkę się obawiam, że będziecie wieszać na mnie psy, za mój, jakby się zdawało, dyletancki stosunek do nowych serialowych produkcji. Czuję więc potrzebę usprawiedliwienia się. To nie jest tak, że nie lubię seriali. Wręcz przeciwnie, niektóre serie niesamowicie mnie wciągnęły. Uważam, że przez to iż seriale są często kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt razy dłuższe od zwykłego filmu, to oglądający ma o wiele więcej czasu na nawiązanie relacji z bohaterami i potem bardziej przeżywa ich problemy, tragedie czy bardziej cieszy się z ich szczęścia. Poza tym rzadko się zdarza by po zakończeniu oglądania filmu człowiek był tak smutny jak po ostatnim epizodzie serialu, że to już koniec i już więcej nie będzie mógł śledzić losów ulubionych bohaterów.

Moje problemy z serialami…

Oglądałem w swoim życiu i tak sporo różnych seriali. A więc to nie jest tak, że jestem kompletnie zielony w tym temacie. A z nowymi mam prosty problem, polegający na tym, że ja po prostu nie nadążam ze śledzeniem wszystkiego na bieżąco. Mam wrażenie, iż co rok wychodzi coraz więcej serialowych produkcji, na które niestety coraz trudniej znaleźć mi czas. Mam ponad tysiąc filmów, które chciałbym obejrzeć (a co tydzień pojawiają się nowe). Nadrobienie tych zaległości pochłania mi dużo czasu. Moja doba musiałaby mieć ze 100 godzin, abym zaczął być naprawdę na bieżąco ze wszystkim.

Ponadto z serialami mam taki problem, że gdy jakiś mi się baaaardzo spodoba, to czasami do niego wracam. Po prostu strasznie mnie ciągnie swoisty rodzaj tęsknoty i spory sentyment do tych serii, które już oglądałem. A to oczywiście wpływa na to, że mam mniej czasu na nowości. I ostatnia rzecz: nie lubię czekać tygodnia na kolejny odcinek serialu lub kilku miesięcy na nowy sezon. Przez Internet stałem się zbyt wygodny, dlatego zwykle zabieram się za takie seriale, których produkcja już się skończyła.

To startujemy!

Mam nadzieję, że może teraz będziesz dla mnie troszkę bardziej wyrozumiały, a jeśli nie to trudno. Jakoś będę musiał z tym żyć. Tego wstępu i usprawiedliwienia wyszło już bardzo dużo, za co przepraszam… Mam nadzieję, że dobrnąłeś do tego momentu, bo właśnie zaczynamy odliczanie!


10.  Jak poznałem waszą matkę (How I Met Your Mother, 2005-2014, twórcy: Carter Bays, Craig Thomas)

To taki serial komediowy, podczas oglądania którego raczej nie wybuchasz co chwilę niekontrolowanym śmiechem. Nie doznajesz swoistej śmiechowej ekstazy, tak że Twój sąsiad z dołu przychodzi później do Ciebie z egzorcystą i kołkiem osikowym. Takie rzeczy są bardziej prawdopodobne, gdy oglądasz „Family Guy” (o tym serialu jeszcze więcej opowiem). „Jak poznałem waszą matkę” jest serialem o nieco spokojniejszym komediowym klimacie. Ogląda się go raczej z wielkim bananem na twarzy, który czasem jest zamieniany na wyraz współczucia głównemu bohaterowi.

Ted zanim poznał matkę swoich dzieci przeżył bardzo wiele bolesnych, ale i zabawnych historii, które poznajemy w kolejnych odcinkach. A jest ich sporo, bo serial ma aż 9 sezonów. Wszystkie epizody ogląda się jednak z ogromną przyjemnością i naprawdę rozważam obejrzenie całej serii ponownie. Zdecydowanie warto zapoznać się z tymi fantastycznymi bohaterami (może poza Robin, bo ją akurat tak średnio lubiłem). Wśród nich bryluje Neil Patrick Harris, który stworzył genialną postać Barney’a Stinsona, którego wyczyny są wprost LEGENDARNE 😀

Serial nie jest pustym zbiorem gagów i śmiesznych sytuacji. Wbrew pozorom niesie ze sobą rozważania na temat ważnych aspektów związanych z naszą egzystencją, głównie jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. Niektóre historie są często bardziej słodko-gorzkie niż czysto komediowe. I to niesamowite zakończenie, cholernie smutne. Oglądając ostatni odcinek płakałem jak bóbr… Pewnie znów masz ochotę nazwać mnie jak pewną część roweru. Ale co tam, myśl sobie jak chcesz. Przynajmniej jestem szczery. Podobno słowo ma „moc”, jednak wątpię, żebym stał się homoseksualistą przez to, że ktoś nazwie mnie gejem. Chyba, że to będzie mój chłopak 😀 (żeby nie było, w rzeczywistości mam śliczną dziewczynę, a nie chłopaka!).

Konkludując, serial zdecydowanie wart obejrzenia! Nie rozumiem jak można tracić czas na oglądanie polskich paradokumentalnych serii, gdy taka perełka czeka na odkrycie…


9. Kompania braci (Band of Brothers, 2001, twórcy: Richard Loncraine i in.);
    Pacyfik (The Pacific, 2010, twórcy: David Nutter i in.)

Dopuściłem się tutaj małego oszustwa, które mam nadzieję mi wybaczysz, drogi Czytelniku. Na miejscu dziewiątym umieściłem nie jeden, a dwa tytuły świetnych mini seriali. Miałem ku temu powody, bowiem oba łączy wiele podobieństw. Każdy z nich liczy po 10 odcinków, a ich akcja rozgrywa się w czasie II Wojny Światowej. „Pacyfik” przedstawia losy żołnierzy amerykańskich walczących na wyspach z Japończykami, a „Kompania braci” opowiada historię kompanii E, 506 pułku piechoty spadochronowej, 101 Dywizji Powietrznodesantowej Armii USA, od chwili ich szkolenia, przez desant w Normandii, aż do upadku Trzeciej Rzeszy.

Oba seriale są do bólu realistycznym odzwierciedleniem prawdziwego horroru wojny, pokazanym z perspektywy zwykłych żołnierzy. Zrealizowane są z wielkim rozmachem, zadbano o ukazanie historycznych realiów i odkrycie przed widzem jak naprawdę wyglądała walka na froncie. Nie ma tutaj przesadnie rozdmuchanego heroizmu, bohaterskości zwykłych szeregowych wylewającej się wprost z ekranu przy dźwiękach hymnu amerykańskiego. Owszem, są momenty kiedy jesteśmy pod wrażeniem odwagi tych młodych mężczyzn. Ale nie brakuje też ukazania ich strachu, paniki, rodzącego się bestialstwa i wzrastającej znieczulicy. Braterska przyjaźń i męstwo występują tu obok tchórzostwa i zawiści. Poświęcenie styka się tu z egoizmem, a zwycięstwa w bitwach są okraszone pochówkiem zabitych braci na polu walki. To daje nam mocno uderzający w twarz obraz prawdziwej, okrutnej wojny i pokazuje jak wiele zła gotują sobie ludzie.


8. Breaking Bad (2008-2013, twórca: Vince Gilligan)

Historia faceta, który nie mógł wytrzymać narzekania żony i postanowił ją wyręczyć w gotowaniu 😀 . (Swoją droga podziwiam głównego bohatera, że mając taką połowicę nie strzelił sobie w łeb. Serio! Rzadko można spotkać tak irytującą postać jak Skyler White). Niestety pomylił przepis i zamiast schabowego z ziemniakami ugotował metamfetaminę. Najczystszą na rynku. Ale to tyle o fabule, nie chcę spojlować.

Serial jest o nauczycielu chemii, który w obliczu śmierci postanawia łamać prawo, by zapewnić byt swojej rodzinie, aby po jego śmierci nie musieli zbytnio biedować. Pobudki wydają się być jak najbardziej słuszne, a więc i nasz bohater wydaje się być usprawiedliwiony. Z czasem jednak Walter White odkrywa w sobie cechy i pragnienia o których nie zdawał sobie sprawy. Na naszych oczach dokonuje się ogromna przemiana człowieka, który kończy… jeśli oglądałeś to wiesz jak. Jeśli nie, to nadrób zaległości.

Bryan Cranston odgrywa tutaj rolę życia – przebija nawet kreację taty Malcolma 😀  Również Aaron Paul spisuje się tutaj znakomicie i ta dwójka stanowi jeden z najlepszych serialowych duetów ever. Fabuła wymyślona perfekcyjnie, wszystko w tym filmie jest zrobione prawie idealnie. Ogląda się ten serial wprost doskonale! Co chwila mamy tutaj do czynienia z jakąś niezwykłą akcją, ciekawym twistem, sceną która długo zostaje w pamięci, jak np. odcięta głowa człowieka znajdująca się na skorupie żółwia.

Reasumując, serial jest genialny, świadczy o tym chociażby druga lokata w rankingu seriali wg Filmweb.pl.


7. Gra o tron (Game of Thrones, 2011-2018, twórcy: David Benioff, D.B. Weiss)

Serial, który łamie tematy tabu, wywraca wszystko do góry nogami. W większości stereotypowych seriali najbardziej prawdopodobne jest to, że Ci dobrzy i szlachetni bohaterowie osiągną sukces, zwyciężą, będą żyć długo i szczęśliwie. W tym serialu pozytywny i lubiany bohater ma największą szansę na wczesną, straszliwą śmierć, a potem i profanację jego ciała. O brutalności i przesycie seksualnością w tym serialu chyba wszyscy słyszeli, nie ma więc się co dziwić, że to mężczyźni są najczęściej największymi jego fanami.

Czego nie ma w tym dziele? Nie ma komputerów, dinozaurów, samochodów, T. Karolaka i T. Kota, a także nie ma żadnych seriali paradokumentalnych. A co w nim jest? Są smoki, śmierć, rycerze, śmierć, pretendenci do tronu, śmierć, nieumarli, śmierć, zwaśnione rody, śmierć, bitwy, śmierć, pojedynki, śmierć, uczty, śmierć i dużo, dużo śmierci. Serial mocno wciąga! Duża ilość ważnych bohaterów i wielowątkowe prowadzenie historii sprawia, że widz nie ma chwili na nudę. Wspaniale wykreowany świat, liczne elementy fantasy, epickie bitwy, spiski, zdrady, skrytobójstwa, a przede wszystkim nieprzewidywalność, sprawiają, że ogląda się ten serial z wielkim skupieniem i przyjemnością. Nie mogę się doczekać kiedy wyjdzie ostatni epizod ostatniego sezonu. Wtedy będę mógł na spokojnie zasiąść i obejrzeć go od samego początku do końca.

Serial jest naprawdę mega popularny. Statystycznie na 10 m2, przypada trzech jego fanów i 0,7 gościa, który spojluje wszystkim jak kończą się książki.
P.S. Nie mogę się doczekać kiedy wreszcie Hodor usiądzie na tronie.


6. Notatnik śmierci (Death Note, 2006-2007, twórca: Toshiki Inoue)

Gdybyś miał notatnik, który ma taką moc, że osoba której nazwisko wpiszesz do niego, umiera w ciągu 40 sekund, to co byś zrobił? Kogo nazwisko być wpisał? Znam takich, którzy z chęcią by się w takim notatniku podpisali. A Ty? Tylko nie mędrkuj, że wpisałbyś Hitlera, Stalina czy Pol Pota. A może wpisałbyś tego kolegę, co go wpisujesz na listy na każdym wykładzie i to dzięki Tobie ma tak dobre oceny na studiach za obecności, a Ciebie nie wpisał jak Cię raz nie było i przez to musiałeś pisać egzamin i go kur… nie zdałeś?

Główny bohater tego serialu stara się wykorzystać dar, jakim jest tytułowy dziennik, do zaprowadzania ładu na świecie. Wpisuje do niego nazwiska największych zwyrodnialców, seryjnych morderców, psychopatów – po prostu ludzkie bestie. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jego postępowanie jest słuszne. Lecz wystarczy chwilę się zastanowić i nasuwają się trudne pytania: Czy wpisując nazwiska do dziennika, młodzieniec nie staje się mordercą? Czy człowiek ma prawo decydować o życiu innych? Jak wyglądałby świat, gdyby każdy człowiek dysponował takim notatnikiem? Czy Polska zostanie mistrzem świata w piłce nożnej?

Duża część serialu opiera się na mistrzowskiej grze pomiędzy posiadaczem dziennika, a młodym detektywem, który próbuje znaleźć sprawcę śmierci notorycznych przestępców. Ich pojedynek na geniusz ogląda się znakomicie i ciężko się zdecydować komu kibicować w tej rozgrywce. Ta dwusezonowa seria jest pełna ciężkich rozważań etyczno-moralnych, zaserwowana jednak w bardzo przystępnej postaci. Po prostu świetne anime! A, bo właśnie… Nie wspomniałem, że ten serial to anime.

A czy Ty lubisz anime?

Mam nadzieję, że nie jesteś jedną z tych osób, które dostają uczulenia na sam widok tego słowa, a jedyne co o tym gatunku potrafią powiedzieć, to: „Anime? Te głupie japońskie bajeczki?”. Gusta są różne, to fakt, ale moim zdaniem nie należy znieważać całego gatunku nie znając nawet największych dzieł do niego należących. Jeśli anime kojarzy Ci się tylko z Pokemonami to moim zdaniem nie posiadasz odpowiedniej wiedzy, aby Twoja opinia o tym gatunku była trafna. Ale możliwe, że to tylko moje zdanie. Ja cenię anime za to, że można w nim przedstawić zdecydowanie więcej niż w innych gatunkach. W dodatku wyobraźnia Japończyków działa w zupełnie innych sferach niż u nas. Dlatego zderzenie się z ich tworami jest moim zdaniem bardzo ciekawym przeżyciem.

Polecam, zarówno fanom jak i nie fanom anime 😀


Ok, to by było na razie na tyle 😀 Pierwsza piątka tego rankingu jest już dostępna TUTAJ!
Śledź mnie na fejsbuku!Facebook
Podziel się z innymi! Facebooktwitter
Znajdź mnie na Facebook\'u!