Podziel się z innymi!
Gatunek filmowy jakim jest musical jest w obecnych czasach bardzo niedoceniany, a nawet wyśmiewany. Współcześni widzowie bardzo często nie traktują musicali zbyt poważnie. Sam mam wielu znajomych, którzy na to słowo reagują dziwnym uśmiechem i stukają się w głowę. Dla wielu musicale nawet nie zasługują na miano filmów – dla nich to bardziej coś w rodzaju muzycznego kabaretu. Sam przyznaję, że ten gatunek raczej nie jest moim ulubionym. Jednak poprzez ten ranking „TOP TEN: Musicale filmowe” chciałbym pokazać, że istnieje wiele wybitnych dzieł – wspaniałych musicali, które naprawdę warto obejrzeć!
Mimo swoistego odrealnienia (nikt przecież w realnym świecie nie zaczyna śpiewać czy tańczyć w miejscach publicznych, a już na pewno nie dołączają do niego przypadkowi ludzie) nie można spychać tej formy filmowej do roli podgatunku, z którym nikt się nie liczy i nikt nie ogląda. Musicale mają bardzo bogatą historię i zawierają w sobie tak wiele przeróżnych form (musicale filmowe to tylko wierzchołek góry lodowej), że należy im się szacunek!
Nie przedłużając, zapraszam do zapoznania się z moją listą 10 najlepszych musicali filmowych!
10. Sklep dla samobójców (Le Magasin des suicides, 2012, reż. Patrice Leconte)
Film animowany wyjątkowy z kilku względów: charakterystyczna kreska, wiele ciekawych piosenek oraz wisielczy humor. Otóż fabuła opowiada o pewnej rodzinie, która zajmuje się prowadzeniem sklepu z akcesoriami umożliwiającymi dokonanie samobójstwa. Klientów im nie brakuje, bowiem całe miasto jest pełne smutnych, zdołowanych ludzi. Wyjątkiem jest nowo narodzony chłopiec, który odważył się być szczęśliwy…
Tę francuską produkcję przedstawiam jako ciekawostkę, bowiem podejrzewam, że niewielu z Was ją widziało. Nie jest to typowy musical, jednak pełno w nim przeróżnych piosenek, przy których można się nieźle ubawić.
Myślę, że warto poznać ten film 🙂
9. Hair (1979, reż. Miloš Forman)
Muszę od razu zaznaczyć – nie rozumiem kultury hippisowskiej. Odrzucanie odpowiedzialności, życie bez zasad i wbrew powszechnym normom społecznym, wolna miłość – w dłuższej perspektywie to nie ma szans na przetrwanie. I ten film to w zasadzie pokazuje. Z czasem hippis staje się coraz bardziej podobny do bezdomnego, żebrzącego o pieniądze; zaczynają rodzić się dzieci – owoce seksu bez zobowiązań; duża część społeczeństwa zaczyna gardzić ruchem hipisowskim.
Film opowiada o młodym chłopaku, który przyjeżdża do nowego miasta, by zaciągnąć się do armii. Trafia jednak w kręgi hipisowskiej kontrkultury kontestacyjnej. Z nowo poznaną grupką ludzi zażywa uroków beztroskiego życia. Spotyka się z całkiem innym światopoglądem. To zderzenie jest dla niego czymś w rodzaju niezwykłej przygody w ostatnich dniach przed zaciągnięciem się do wojska.
Ten musical to filmowy manifest antywojenny. Końcówka tego dzieła smuci i daje sporo do myślenia.
8. Miasteczko South Park (South Park: Bigger, Longer & Uncut, 1999, reż. Trey Parker)
Mam nadzieję, że nie zostanę zlinczowany za umieszczenie w rankingu tego obrazoburczego i wulgarnego dzieła 😀 Wielu z Was pewnie kojarzy czym „South Park” jest. Serial jest nieustannie emitowany od 1997 roku, a w 1999 powstał film, który jakby nie było – jest musicalem!
Główni bohaterowie to grupka dzieciaków, która po obejrzeniu gorszącego filmu dla dorosłych naśladuje ich niewyrafinowane żarty i niedojrzałe zachowania. Dalsza część fabuły jest niezwykle zakręcona i absurdalna. Pojawia się tam m.in. Szatan, Saddam Hussein, Wielki Gej Al czy Bill Clinton. Jak widać mieszanka iście wybuchowa!
Ostrzegam! Ta animowana produkcja jest niezwykle wulgarna, pełna czarnego jak czarna dziura humoru, wyśmiewająca w bezwstydny sposób wszystko i wszystkich. W obrażaniu nie przepuszcza niczemu. Jeśli zatem nie masz wielkiego dystansu i taki rodzaj humoru Cię nie bawi – lepiej to odpuść. Nawet dla mnie ta ilość kloacznych wręcz dowcipów była przytłaczająca. Za to piosenki w tym musicalu, mimo iż niezwykle głupie i prostackie – były całkiem zabawne i wpadały bardzo w ucho.
Jeśli więc chcesz się zapoznać z tym rysunkowym filmem, robisz to na własną odpowiedzialność 😀
7. Deszczowa piosenka (Singin’ in the Rain, 1952, reż. Stanley Donen, Gene Kelly)
Ten hit to prawdziwa klasyka kina! Chyba nie ma nikogo, kto nie poznałby po kilku dźwiękach tej charakterystycznej piosenki „Singin’ in the Rain”, pochodzącej z tego dzieła.
Film porusza faktyczny problem, z jakim zmagali się artyści filmowi pod koniec ery filmu niemego. Aktorzy, który byli gwiazdami w bez dźwiękowych produkcjach, totalnie nie sprawdzają się przy wykorzystaniu nowej technologii. Ich głosy brzmią zbyt śmiesznie, wychodzą na światło dzienne ich wady wymowy, dziwne akcenty itp. Główni bohaterowie tego dzieła starają się jakoś odnaleźć w tych nowych warunkach.
O „Deszczowej piosence” mówi się, że to musical wszech czasów. Nie chcę wdawać się tu w polemikę, ale na pewno ta produkcja broni się doskonale nawet po ponad 65 latach od premiery. Świetnie wymyślone i doskonale opracowane układy choreograficzne, pełne ekspresji tańce i cudowne piosenki nawet dziś potrafią zachwycić. Aktorzy pokazują tu pełnię swoich możliwości, dzięki czemu podziwia się ich z przyjemnością. Rewelacja!
Ten film to musical całą gębą – w starym dobrym stylu! Jeśli lubisz ten gatunek, to nie wypada go nie znać!
6. Kraina lodu (Frozen, 2013, reż. Chris Buck, Jennifer Lee)
Ten film zrobił parę lat temu prawdziwą furorę. Ja może nie go końca rozumiem fenomenu tego animowanego dzieła, bowiem widziałem na pewno lepsze. Ale jest zrobiony bardzo solidnie, z ciekawą historią, charakterystycznymi bohaterami oraz z niezwykłą muzyką. Na nie wszystkich starszych widzach ten film robi wrażenie (chociaż mój kolega ze studiów dumnie śpiewał „Mam tę moc” w pewną Noc Sylwestrową), za to młodszych widzów po prostu oczarował. Moja chrześnica jest tego doskonałym przykładem. Od blisko 6 lat jest zafascynowana „Krainą lodu” i ma wręcz obsesję na punkcie posiadania przeróżnych rzeczy na których widnieje postać Anny i/lub Elzy.
Ta animacja wygląda naprawdę rewelacyjnie – graficy wykonali doskonale swoją pracę! Historia wzorowana na baśni Andersena potrafi wciągnąć. Nie brakuje tu też dawki komizmu – zatem i pośmiać się momentami można. A jak na musical przystało, piosenek jest tu od groma. Na szczęście wszystkie są na bardzo wysokim poziomie i można ich słuchać z przyjemnością.
Chyba nawet nie muszę polecać tej animacji, bo raczej wszyscy ją widzieli 😉
5. Grease (1978, reż. Randal Kleiser)
Chyba nie ma w tym rankingu drugiego filmu wypełnionego tak pozytywną energią jak ten. Ja nawet gdy słyszę tytuł tej produkcji to uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy, a w głowie pobrzmiewają kultowe kawałki śpiewane przez Travoltę i Olivię Newton-John.
Ten film jedzie po bandzie kiczu i banalności, jednak moim zdaniem nie jest ani kiczowaty, ani banalny 😀 Co prawda historia pary głównych bohaterów specjalnie skomplikowana i odkrywcza nie jest, ale za to podana w wyjątkowy i przezabawny sposób. Postacie są przerysowane, a swoje emocje i przemyślenia wyrażają głównie przez śpiew i taniec. Dla niektórych może to być po prostu dziwne i nie do przełknięcia, ale mi ta forma się spodobała.
Uwielbiam ten film, a jego oglądanie sprawia mi frajdę w czystej postaci. Patrzenie na wijącego się Travoltę przy piosence „You’re the one that I want” niezwykle poprawia mi humor i rozbawia. Chyba nie sposób nie lubić tej produkcji 🙂
4. Skrzypek na dachu (Fiddler on the Roof, 1971, reż. Norman Jewison)
Arcydzieło filmowe, wobec którego nie sposób przejść obojętnie. Wzruszająca historia opowiedziana w naprawdę niezwykły sposób. Fabuła wydaje się być prosta: ubogi mleczarz stara się znaleźć mężów dla swoich córek. Jednak tak naprawdę film jest o roli tradycji (w tym przypadku Żydowskiej) w życiu człowieka, o poszukiwaniu szczęścia, nieuchwytnych marzeniach o bogactwie, znoszeniu swej ciężkiej życiowej doli…
W początkowej części ta produkcja ma raczej pogodny, wręcz sielankowy nastrój. Główny bohater, mimo swej biedy i błogosławieństwa w postaci pięciu (!) córek, zdaje się być szczęśliwy. Przekomarza się nawet z Bogiem w takt piosenki „Gdybym był bogaty”… Z każdą minutą ten film zamienia się jednak w obyczajowy dramat. Z małżeństwem każdej kolejnej córki nastrój robi się coraz smutniejszy, a losy bohaterów coraz bardziej wzruszają widza.
W tym dziele nie brak wielu charakterystycznych motywów z kultury Żydowskiej. Mi najbardziej zapadł w pamięci obraz tradycyjnego Żydowskiego wesela z cudowną muzyką w tle. Według mnie naprawdę warto poświęcić 3 godziny swego życia by zobaczyć ten niezwykły musical.
3. Blues Brothers (The Blues Brothers, 1980, reż. John Landis)
Niezwykłe kreacje tytułowych braci, w których wcielili się John Belushi oraz Dan Aykroyd stały się ikonami popkultury. To dzieło to połączenie komedii i filmu sensacyjnego, okraszone wspaniałą muzyką i tańcem. Za każdym razem, gdy słyszę kawałek „Everybody needs somebody” to moja noga sama zaczyna podrygiwać 😀
Jeden z braci wychodzi więzienia i wraz z drugim postanawiają reaktywować swój zespół muzyczny. Wszystko przez to, że dostają od Boga misję – mają uratować sierociniec, w którym się wychowali. Jeżdżą więc po kraju i zbierają członków zespołu. Przy okazji wplątują się jednak w wielkie tarapaty, dlatego są zmuszeni do ukrywania się przed policją, nazistami i muzykami country. Brzmi absurdalnie? I takie jest – ale ile w tym humoru!
W filmie pojawia się wielu znanych muzyków, jak choćby Ray Charles czy James Brown. Sama muzyka jest niewątpliwym atutem tego filmu – słucham jej wciąż od czasu do czasu.
Powstała też kontynuacja pt. „Blues Brothers 2000”, którą również warto obejrzeć. Nie ma w niej co prawda zmarłego przedwcześnie Johna Belushi, jednak film i tak trzyma bardzo dobry poziom. Polecam!
2. Tańcząc w ciemnościach (Dancer in the Dark, 2000, reż. Lars von Trier)
Są takie filmy, po których obejrzeniu ciężko się emocjonalnie pozbierać. Człowiek po seansie jest taki przybity i przez długi czas rozmyśla o dziele, które obejrzał. Zastanawia się co się na tym ekranie odwaliło. Jest pod wrażeniem geniuszu reżysera, który stworzył niespotykaną produkcję, która masakruje wręcz wewnętrznie widza. Takim filmem zdecydowanie jest „Tańcząc w ciemnościach”.
Lars von Trier ma niezwykłą zdolność tworzenia ciężkich historii, które niezwykle dołują widza. Dla przykładu mogę tu wymienić choćby „Przełamując fale” czy „Dogville”. „Tańcząc w ciemnościach” ma równie przygnębiający klimat. Reżyser połączył tutaj musical (a więc muzykę i taniec, które kojarzą się z radością) z dramatem. Główna bohaterka Selma, zagrana przez świetną wokalistkę Bjork (z niezwykle charakterystycznych głosem), pomimo tracenia wzroku, pracuje w fabryce, aby zarobić na operację swojego syna. Mamy tutaj motyw niezwykłego poświęcenia.
Von Trier jeszcze bardziej pogarsza sytuację głównej bohaterki. Nie ma dla niej litości. Kobieta jednak nawet w najgorszych momentach potrafi się zamknąć na świat zewnętrzny i przenieść do świata muzyki, by stamtąd czerpać iskierki radości i siłę do życia. Muzyka w tym filmie jest niesamowita! Do tej pory często jej słucham, przez co zdarza mi się wpadać w stan odrętwienia…
Jeśli tylko lubisz być psychicznie i emocjonalnie zmasakrowany, polecam!
1. La la Land (2016, reż. Damien Chazelle)
Bardzo lubię Gosling’a i Emmę Stone, a wcześniejszy film reżysera Damiena Chazelle’a pt. „Whiplash” jest jednym z moich ulubionych. Więc chyba nic dziwnego, że dzieło, przy którym pracowały wyżej wymienione osoby niesamowicie mi się spodobało. Ten tytuł zaprzecza wyraźnie poglądowi, że era musicali już dawno się skończyła. Mamy tutaj bardzo poruszającą historię dwójki młodych ludzi, którzy stają przed bardzo trudnym życiowym wyborem – pasja i kariera czy związek. Co poświęcić? Z czego zrezygnować? Z jakimi konsekwencjami trzeba się później mierzyć? Nie zazdroszczę takich dylematów głównym bohaterom.
Nie dość, że losy młodych artystów śledzi się z ciekawością, to nie brak w tym filmie sporej dawki humoru. Do tego dochodzą cudowne wręcz sceny muzyczne i taneczne, a także obrazy tworzące wizualne arcydzieło. Produkcja atakuje nasze zmysły słuchu i wzroku niezwykłym festiwalem estetyki, wyrazistych barw, bajecznej scenografii i kostiumów przy akompaniamencie wspaniałej muzyki. Tego filmu się nie ogląda – jego się przeżywa! Niektóre sceny są tak genialnie zrealizowane, że nawet zastanawiałem się czy to przypadkiem nie moje halucynacje 😀
Niedawno byłem w krakowskim kinie Ars drugi raz na tym filmie i ponownie po seansie byłem zachwycony i zarazem zasmucony tą świetną końcówką – niesamowitym teatralnym teledyskiem i genialnym przedstawieniem w jednym.
6 oscarowych statuetek jak najbardziej zasłużonych. Reanimacja gatunku musicali filmowych jak najbardziej się udała!
I tak oto prezentuje się moja lista najlepszych musicali filmowych. Co prawda zbyt wielu przedstawicieli tego gatunku nie oglądałem, ale teraz to Wy możecie mi coś polecić!
Przeczytaj także:
Podziel się z innymi!