fbpx

TOP TEN: Kosmiczne filmy science-fiction

Śledź mnie na fejsbuku!Facebook
Podziel się z innymi! Facebooktwitter

Gatunek sci-fi w kinie jest niezwykle popularny. Można do niego zaliczyć wszystkie filmy, których fabuła dotyka tematu przewidywanych osiągnięć nauki i techniki oraz ich wpływu na ludzkie życie. Warunek musi być jeden: w snuciu wizji futurologicznych należy przestrzegać zasad prawdopodobieństwa. Do fantastyki naukowej nie można zaliczyć dzieł, w których działanie różnych urządzeń czy systemów opiera się na magii czy innej cudowności, lecz na możliwych odkryciach naukowych. Z racji tego, że naprawdę trudno jest przewidzieć w jaki sposób i jak szybko będzie następował postęp techniczny i na jakie wyżyny wzniesie się nauka, to bardzo wiele „wymyślnych” dzieł filmowy można zaliczyć do tego gatunku. 

Gdybym chciał stworzyć ranking najlepszych filmów science-fiction, musiałoby się w nim znaleźć co najmniej z 50 wyróżnionych pozycji. Być może kiedyś taką listę stworzę, lecz dziś chciałbym się skupić na filmach, których akcja rozgrywa się gdzieś w kosmosie (poza Ziemią). Przed Wami TOP TEN: Kosmiczne filmy science-fiction!

Zapraszam zatem do czytania!



10. Grawitacja (2013, reż. Alfonso Cuarón)

Sandra Bullock nigdy nie należała do moich ulubionych aktorek, ale muszę przyznać, że w tym filmie wypadła rewelacyjnie! Wraz z George’m Clooney’em stworzyli genialny duet dwójki astronautów szukających sposobu na przetrwanie po zniszczeniu stacji kosmicznej, na której przebywali. Bullock świetnie odgrywa różne stany emocjonalne swej bohaterki: strach, zwątpienie, rozpacz, szok, aż po euforię.

Sam film to techniczny majstersztyk. Scena zniszczenia stacji kosmicznej przez satelitę w prologu robi niesamowite wrażenie. Dla takich ujęć i efektów technologia 3D w kinie ma jak najbardziej sens! Po tym fragmencie filmu musiałem szukać swojej szczęki w przednich rzędach widowni, bowiem spadła mi z hukiem na podłogę i odbijając się od niej poleciała niżej.

Wizualnie ta produkcja to arcydzieło. Nie przypominam sobie, żebym widział gdzieś indziej tak realistycznie oddany kosmos, że aż sam widz ma wrażenie, jakby dryfował w próżni. 7 oscarowych statuetek dla tego filmu według mnie zasłużone!


 


9. Seria Riddick (reż. David Twohy)

„Kroniki Riddicka” oraz „Pitch Black” oglądałem chyba już ponad 10 lat temu, ale niektóre sceny z tych filmów pamiętam dobrze do dziś. A to chyba bardzo dobra rekomendacja tych dzieł. 

Vin Diesel wciela się tu w niebezpiecznego, widzącego w ciemności twardziela, który potrafi zabić za pomocą zwykłego kubka na herbatę. Jak to bywa w takich filmach, główny bohater potrafi zwyciężać w walce jeden przeciw wszystkim. Nieustannie komuś podpada, przez co ciągle jest ścigany, a wielu osobników życzy mu śmierci w katuszach. Cała seria jest nastawiona głównie na akcję, ale nie brakuje wizyt w niezwykle ciekawych i miłych dla oka lokacjach. Historia jest wciągająca i bardzo przyjemnie się ją śledzi. 

W 2013 roku powstała kontynuacja serii ze znanym łysolem w roli głównej. Nie miałem jeszcze możliwości jej zobaczyć, ale myślę że zrobię sobie kiedyś mały maraton filmów z Riddickiem. A jak wygospodaruję więcej czasu to może nawet zagram w gry komputerowe, które jeszcze bardziej rozwijają historię z dużego ekranu. 



8. Avatar (2009, reż. James Cameron) 

Być może niektórzy uznają umieszczenie „Avatara” w top 10 filmów science-fiction za nieco kontrowersyjne. Wiem, że wielu widzów jest tym filmem wprost rozczarowana. Większość zarzutów jakie słyszy się na temat tego dzieła zawierają się w określeniu „przerost formy nad treścią”. Miał być technicznie innowacyjny, technologia 3D w nim zastosowana miała zrewolucjonizować kino, a efekty specjalne stać się wzorem do naśladowania dla innych twórców. I chociaż wizualnie ta produkcja jest znakomita, to jednak jakiejś wielkiej rewolucji nie przyniosła. 

Wiele zastrzeżeń krytyków dotyczyło również fabuły, która rzekomo jest zlepkiem wielu innych scenariuszy. Mi osobiście podobieństwa do innych tytułów nie przeszkadzały, bowiem sama historia przedstawiona w Avatarze jest według mnie bardzo interesująca i poruszająca. Może i fabuła nie grzeszy oryginalnością, ale to co proste może być i dobre. 

Świat stworzony przez Camerona ogląda się z wielką przyjemnością. Podziwianie planety Pandora, z jej przedziwną florą i fauną, jej eksplorowanie wraz z bohaterami, często potrafiło mi zapierać dech w piersiach z wrażenia. Widz zaczyna się rozkoszować tymi urokliwymi miejscami, przez co później czuje złość i smutek, gdy zachłanni ludzie zaczynają niszczyć tamtejsze środowisko. 

Film mi osobiście dostarczył wielu pozytywnych wrażeń, a o to chyba głównie w kinie chodzi. Oglądałem go 2 razy, ale chętnie zobaczyłbym znowu. 



7. 2001: Odyseja kosmiczna (1968, reż. Stanley Kubrick)

Klasyk. Arcydzieło. Legenda. Zaliczany do najwybitniejszych filmów fantastycznych w historii kina. Niezwykle oryginalny i niepowtarzalny obraz wymagający od widza nieustannych refleksji na tematy trudne, m.in. sensu istnienia ludzkości.

Produkcja składa się z trzech epizodów rozgrywających się w różnym czasie, w różnych miejscach wszechświata. Pokazują one ewolucję człowieka. Drogę jaką ludzkość przebyła odkąd jako małpy nauczyliśmy się posługiwać pierwotnymi narzędziami, aż do czasu gdy zdobywamy wszechświat. Ale do czego tak naprawdę ten rozwój nas prowadzi?

Dla mnie to dzieło nie było zbyt łatwe w odbiorze. W tym filmie wszystko ma znaczenie. Reżyser bardzo często posługuje się symboliką, ukrytym przekazem. Zapewne nie wychwyciłem nawet połowy tego co Kubrick chciał w nim ukazać. Zatem kolejne seanse będą nieodzowne 🙂 Na pewno warto poznać ten film i samemu przekonać się czy jest rzeczywiście takim arcydziełem, jak powszechnie się uważa.

PS. Po obejrzeniu „Odysei…” mam ciarki, gdy słyszę głos komputera HAL 9000…



6. Misja na Marsa (2000, reż. Brian De Palma) 

Do tego filmu mam niezwykły sentyment. Oglądałem go kilka razy jako dzieciak i robił zawsze na mnie takie wrażenie, że niektóre sceny śniły mi się jeszcze przez kilka kolejnych nocy. Byłem wtedy niezwykle zafascynowany eksploracją kosmosu i takie tytuły jak ten czy „Apollo 13” oglądałem z wypiekami na twarzy. 

Fabuła opowiada o ekipie ratunkowej wysłanej na Marsa, mającej sprawdzić co się stało z przebywającymi tam astronautami, z którymi urwał się kontakt. To co znajdują na 4 planecie od Słońca przechodzi ich oczekiwania…

Dzieło to wygrywa jak dla mnie fenomenalnym klimatem, aurą tajemnicy, dobrymi efektami i świetną grą aktorską. W dodatku w wielu momentach udźwiękowienie naprawdę robi robotę. Na pewno można się w nim doszukać jakichś błędów i nielogiczności, ale je się da wytknąć prawie wszystkim filmom sci-fi. Lepiej nie zwracać na nie uwagi, tylko dać się wciągnąć w tą niesamowitą i emocjonującą historię…



5. Moon (2009, reż. Duncan Jones)

Bardzo lubię Sama Rockwell’a, ale dopiero w tym filmie miałem możliwość zobaczyć w pełnej krasie jego spory talent aktorski. Jego bohater przebywa od 3 lat na stacji kosmicznej na Księżycu. Za jedynego kompana ma system komputerowy GERTY, któremu głosu użycza Kevin Spacey. Pod koniec swojego kontraktu zaczyna podejrzewać, że jest oszukiwany i że nie jest jedynym człowiekiem na stacji…

„Moon” to dramat psychologiczny, którego spora część akcji rozgrywa się w klaustrofobicznych i sterylnych pomieszczeniach. Klimat odizolowania i samotności towarzyszy widzowi przez cały seans. Szybko jednak dochodzi do tego niepokój i tajemnica. Patrząc na genialnie zagranego głównego bohatera, widz jest w stanie bez trudu uświadomić sobie co on czuje i jakie wątpliwości nim miotają. Akcji jest tutaj niewiele, ale za to niezwykle dużo napięcia.

Jeśli tylko go nie widziałeś, polecam serdecznie!



4. Armageddon (1998, reż. Michael Bay)

Ja wiem, że dla wielu „Armageddon” to film podrzędny, kiczowaty, naiwny czy nawet głupi. Zdaję sobie sprawię, że jest przepełniony pompatycznością oraz ogromną ilością przeróżnych nielogiczności. Jednak mimo wszystko (a może trochę właśnie dlatego) uwielbiam tę produkcję! Już jako dzieciak starałem się go oglądać za każdym razem jak tylko leciała w telewizji. I za każdym razem świetnie się przy tym bawiłem!

Myślę, że większość osób zna fabułę tego filmu, ale w dużym skrócie ją przypomnę: wielka asteroida leci w kierunku Ziemi, a Bruce Willis z ekipą leci ją wysadzić i uratować ludzkość. Jak widać historia jest równie skomplikowana jak budowa cepa. Jednak ja tego na pewno nie zaliczę do wad tego dzieła. Bardzo dużo w nim patetycznych frazesów i typowo amerykańskiego poświęcania się dla dobra ludzkości. Zakończenie jest równie przewidywalne jak to, że polski klub nie wygra Ligi Mistrzów. Jednak niech pierwszy rzuci we mnie kamieniem ten, komu nie zakręciła się w oku łza, gdy w końcówce zaczyna pobrzmiewać „I don’t want to miss a thing” Aerosmith…



3. Seria Obcy

Ta seria horrorów po prostu musiała się znaleźć na mojej liście. Pamiętam jak wiele lat temu widziałem te filmy pierwszy raz w telewizji i jakie emocje mi towarzyszyły. Oglądając pierwszą część bałem się z powodu tego niezwykłego klimatu izolacji i tajemnicy. W „8. pasażerze Nostromo” Obcego na ekranie prawie wcale nie było, ale ja wtedy czułem, że on gdzieś tam się czai i w każdej chwili może zaatakować. Sigourney Weaver jako Ripley walcząca o przetrwanie to dla mnie wręcz ikona horroru sci-fi.

Ridley Scott stworzył dzieło, które zapoczątkowało tą kultową serię. Kontynuacje kręcili już inni wielcy reżyserzy: James Cameron, David Fincher czy Jean-Pierre Jeunet. Jednak ojcem Obcego (jakkolwiek by to nie brzmiało 😀 ) jest jednak twórca „Gladiatora” i „Łowcy androidów”. Scott po wielu latach postanowił znów wykorzystać znaną markę i dopełnić historię ksenomorfów. Tak powstał „Prometeusz” oraz „Obcy: Przymierze”. Nie będę mówił, że te filmy są złe. Są po prostu inne niż wcześniejsze tytuły. Ale mam do nich głównie taki zarzut, że więcej komplikują niż wyjaśniają…

Zawsze jednak chętnie zobaczę kolejny obraz ze ślicznymi ksenomorfami 😀



2. Interstellar (2014, reż. Christopher Nolan)

Uwielbiam filmy Nolana, więc nic dziwnego, że jeden z nich musiał się znaleźć w tym rankingu. Oczywistym wyborem jest „Interstellar”, który jest w zasadzie wielkim dziełem opartym na masie teorii dotyczących czasoprzestrzeni. Ogląda się go znakomicie! Efekty wizualne i dźwiękowe zasługują na najwyższe wyróżnienia. Fabuła jest niezwykle wciągająca, dzięki czemu tę produkcję ogląda się w dużym napięciu. Pod koniec filmu może zbytnio się komplikuje, ale dzięki temu jest się nad czym zastanawiać 😀 

Na Ziemi szerzą się choroby upraw. Ludzkości grozi wymarcie. Jednak jest nadzieja! Naukowcy z NASA odkrywają tunel czasoprzestrzenny, który można wykorzystać do szukania ludziom nowego domu. Jako widzowie będziemy towarzyszyć załodze przeszukującej wszechświat w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca do podtrzymania naszej cywilizacji. 

Aktorzy grają świetnie! Po seansie Matthew McConaughey bardzo zyskał w moich oczach. Na grę pięknej Anne Hathaway patrzy się z przyjemnością, a Jessica Chastain bardzo dobrze wciela się w postać pozostawionej przez ojca córki. Michael Caine to po prostu klasa. Matt Damon również popisał się bardzo przekonującą kreacją osamotnionego naukowca na całkowicie pustej planecie. 

Na filmie byłem w kinie 2 razy i mówiąc szczerze, jeśli byłaby okazja, poszedłbym znowu! Temu kto nie oglądał radzę szybko nadrobić zaległości 🙂 



1. Seria Gwiezdne Wojny 

Myślę, że miejsce pierwsze było dla wszystkich od początku „oczywistą oczywistością”. Te filmy to klasyka. Legenda kina. Rozlały się w całej popkulturze tak, że są niemal wszechobecne. Nawet osoby, które nigdy nie oglądały żadnej części „Star Wars”, kojarzą mniej więcej czym one są.

Pojedyncze filmy nie są raczej jakimiś arcydziełami. Jednak wszystkie razem tworzą coś niesamowitego. To całe niezwykle rozbudowane uniwersum ma w sobie wszystko: najróżniejsze rasy istot; przeróżne światy; własne stronnictwa i układy polityczne; statki kosmiczne; dobrych, złych i tych „szarych” bohaterów; religie; rozbudowaną historię itd. Ten fikcyjny świat wydaje się być kompletny. I niezwykle wciągający.

Mamy rycerzy Jedi ze swoimi świetlnymi mieczami oraz Republikę i Imperium, które nieustannie ze sobą konkurują. Na przestrzeni kolejnych filmów śledzimy losy wielu bohaterów, których mniej lub bardziej lubimy. A po co ja zresztą będę o tym opowiadał. Przecież każdy wie o co chodzi 😀

Dwie produkcje z najnowszej trylogii jakoś specjalnie mnie nie porwały. Jednak spin-off głównej sagi pt. „Łotr 1” zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi poważniejszy, mroczniejszy i bardziej dorosły klimat Gwiezdnych Wojen, niż takie lekkie podejście z masą niepotrzebnych gagów i żarcików. Jednak nowe filmy z uniwersum Star Wars i tak będę oglądał, jakie by one nie były.


To już koniec tego rankingu TOP TEN: Kosmiczne filmy science-fiction. Jakich filmów tu brakuje? A jakie byście usunęli? Piszcie w komentarzach 🙂

Śledź mnie na fejsbuku!Facebook
Podziel się z innymi! Facebooktwitter
Znajdź mnie na Facebook\'u!