fbpx

Ranking TOP TEN: Najlepsze trylogie

Obczaj mnie w socialach! Facebookinstagram
Podziel się z innymi! Facebooktwitter

Niektórzy twierdzą, że kontynuacje filmowych hitów to cholerstwo gorsze od ,nomen omen, cholery. Czasami zdarzają się jednak świetnie serie filmowe, zakończone na boskiej liczbie trzech i to właśnie o nich chciałbym Wam trochę opowiedzieć. Przed Wami zestawienie najlepszych filmowych trylogii wszechczasów – skrajnie subiektywne, może kontrowersyjne, nie do końca sprawiedliwe, ale moje własne 😉 

Czytając poniższy ranking, weźcie proszę pod uwagę, że Waszych faworytów może w nim zabraknąć. Pominąłem bowiem tu serie filmowe, składające się z więcej niż trzech dzieł, nawet jeśli kontynuacja trylogii została stworzona po latach, stety lub niestety (tak, to o tobie Indiano Jonesie i o tobie Neo z Matrix’a). Inne tryptyki opuściłem, bo ich jeszcze nie widziałem (mam nadzieję, że niedługo się spotkamy Strażnicy Galaktyki), a dla innych po prostu zabrakło miejsca w TOP TEN. Czuję się jednak w obowiązku wymienić tutaj kilka tytułów spoza rankingu, w ramach szczególnego wyróżnienia. Dziecięcym sentymentem darzę bowiem trzy części „Króla Lwa” oraz „Mumii” z ulubieńcem fanów kina Brendanem Fraserem. Śmiechłem dziesiątki razy przy seansie niepoprawnej serii „Naga broń” z legendą komedii Lesliem Nielsenem. Nie mogę też nie wspomnieć naszego genialnego reżysera Kieślowskiego z jego „Trzema Kolorami” czy „Trylogii dolarowej” mistrza spaghetii westernów, Sergio Leone.

Uprzejmości stało się zadość, zatem zaczynajmy! 


10. „Jak wytresować smoka” (How to Train Your Dragon, 2010-2019, reż. Dean DeBlois)

Historia młodego wikinga Czkawki i jego niezwykłej przyjaźni ze smokiem Szczerbatkiem po prostu mnie urzekła. Do tego wspaniała animacja, świetna muzyka i granie na emocjach widza sprawiają, że znów mam ochotę wrócić do tej opowieści o odwadze, akceptacji i dorastaniu. Wszystkie trzy części to filmy animowane z najwyższej półki, dlatego zachęcam każdego kinomana do obejrzenia.

Twórcy przy kreacji krainy Berk inspirowali się prawdziwymi krajobrazami Norwegii, dzięki czemu udało im się wyczarować iście fantastyczny i piękny świat. Dbałość o szczegóły (każdy smok posiada unikalną osobowość i styl lotu) powodują, że te niezwykłe stworzenia wyglądają na ekranie bardzo wiarygodnie.


9. Trylogia Cornetto (Three Flavours Cornetto Trilogy, 2004-2013, reż. Edgar Wright)

Edgar Wright i Simon Pegg to genialny duet, o czym niech świadczą ich wspólne projekty. „Wysyp żywych trupów”, „Hot Fuzz – Ostre psy” oraz „To już jest koniec” to przezabawne filmy, utrzymane w konwencji parodii, które jednak pod maską komedii skrywają głębsze przesłanie i raczej gorzkie morały. Co jednak najważniejsze – każdy wydobędzie z tych dzieł na co tylko będzie miał ochotę! Szukasz czarnej komedii z elementami gore? Bierz pierwszą część trylogii z zombiakami i baw się dobrze. Masz ochotę na kryminalną, tajemniczą historię? „Ostre psy” czekają. Jeśli jednak preferujesz bardziej klimaty sci-fi, zadowoli Cię ostatnia część. A możesz chciałbyś się dobić emocjonalnie historią człowieka, który zaprzepaszcza swoje życie, ukrywa się w swej przeciętności i zadowala sztucznymi substytutami szczęścia? Jeśli dobrze poszukasz, znajdziesz to w każdym z filmów tej trylogii. Ponadto każdy z nich to świetne buddy movie, okraszony absurdalnymi dialogami, ze śmietanką angielskiego aktorstwa.

Zastanawia Cię skąd się wziął tytuł trylogii? Spieszę z zaspokojeniem Twojej ciekawości 😉 Cornetto to nazwa lodów, które pojawiają się w każdej części. Wiem, że nie tego się spodziewałeś, ale teraz jakoś musisz żyć z tą rozczarowującą zagadką…


8. Trylogia „Sami Swoi” (1967-1977, reż. Sylwester Chęciński)

Ja wiem, że ten tryptyk doczekał się niedawno nieoczekiwanego prequela, ja wiem, że we wstępie wykluczyłem takie serie kontynuowane po latach. Ale to naprawdę wyjątek. Ogromny sentyment jakim darzę te dzieła nie pozwala mi na nieumieszczenie go w tym zaszczytnym gronie. „Sami Swoi” to jeden z najczęściej oglądanych przeze mnie filmów w czasach dzieciństwa. Nie musze chyba nikomu przybliżać fabuły – losy sąsiadów Kargulów i Pawlaków kojarzy chyba każdy Polak. Ikoniczne wręcz role Władysława Hańczy i Wacława Kowalskiego są niepowtarzalne. Uwielbiam również kontynuacje. „Nie ma mocnych” choćby za postać Anny Pawlakówny – niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie zakochał się w młodziutkiej Annie Dymnej, grającą wnuczkę głównych bohaterów. A „Kochaj albo rzuć” to jedna z moich pierwszych teleekranowych wycieczek do Stanów Zjednoczonych i poznawanie tego świata zachodu z takim zadziwieniem, jakie towarzyszyło naszym protagonistom.

Nie widziałem jeszcze najnowszej części zrobionej przez Artura Żmijewskiego. Trochę się boję zderzenia z tym tworem, bo może być bolesne. Ale z drugiej strony chciałbym dać mu szansę i zobaczyć jak ta historia się zaczęła…


7. Trylogia „Ojciec chrzestny” (The Godfather Trilogy, 1972-1990, reż. Francis Ford Coppola)

Cooo? „Godfather” tak nisko? Czy mnie totalnie pogrzało? Być może i tak, ale już samo miejsce w tym rankingu jest prawdziwym zaszczytem, którym by i sam Coppola nie pogardził. Rozumiem, że to mafijne dzieło jest w większości rankingów w ścisłym czubie. Ogromnie doceniam te kultowe obrazy, zwłaszcza, że pierwsza część rodziła się w niebywale kuriozalnych warunkach. Widziałem jednak tę trylogię dosyć późno – pewnie w okolicach osiemnastki, dlatego nie mam wobec niej tyle sentymentu, co przy innych tytułach. A pamiętajcie, że filmy najczęściej oceniam najpierw sercem, a potem rozumem.

Opowieść o rodzinie Corleone to absolutny klasyk kina. Wyznaczyła standardy mafijnych filmów na kolejne dziesięciolecia i przyniosła sławę nie tylko reżyserowi, ale i autorowi powieści będącej pierwowzorem – Mario Puzo. Osobiście dopiero po przeczytaniu książki w pełni doceniłem kunszt filmu.


6. Spider-Man (Spider-Man Trilogy, 2002-2007, reż. Sam Raimi)

Mam jedenaście lat. Na zewnątrz zapadł już mrok. Wiem, że jutro sprawdzian z przyrki, ale się tym nie przejmuję. Odpalam telewizor, przełączam na Polsat. W polskiej telewizji premiera superbohaterskiego filmu „Spider-Man”. Popijam herbatkę i przegryzam kanapkę nie odrywając oczu od ekranu. Młody Kusior jeszcze nie wiedział, że ten wieczór zapamięta na długo, a człowiek pająk w kreacji Tobey’ego Magurire’ya pozostanie aż do teraz jego najulubieńszym komiksowym herosem. 

Co tu dużo pisać, po prostu kocham tę przedmarvelowską serię. Wybaczam jej wady, a niektórych nawet nie dostrzegam (jak dla mnie Kirsten Dunst jest naprawdę fajną Mary Jane). To trylogia, która uczyniła z komiksowych filmów prawdziwe blockbustery, a milionom chłopców na świecie dała niezapomnianą rozrywkę i kupę frajdy w próbach naśladowania Petera Parkera. Aż się łza w oku kręci na myśl o tym, że nawet w scenie łapania tacy pełnej jedzenia nie użyto CGI. Żeby osiągnąć idealne ujęcie, Maguire musiał powtarzać tę scenę niebagatelne 156 razy. Było warto!


5. Powrót do przyszłości (Back to the Future, 1985-1990, reż. Robert Zemeckis)

Co tu dużo pisać – to po prostu Marty McFly i doktor Emmett Brown w podróżach przez czas. Niebywale rozrywkowa seria z ikonicznymi bohaterami i gadżetami. No i kto nie marzyłby o wehikule czasu w postaci samochodu?

Zemeckis wspiął się na wyżyny swojej twórczości. Wykreował trzy filmy z tymi samymi bohaterami, oparte na tym samym motywie, ale w taki sposób, że widz ani na chwilę się nie nudzi, nie narzeka na powtarzalność. Mamy skok czasowy do młodości rodziców głównego bohatera, potem skok w futurystyczny 2015 rok, by w ostatniej części przenieść się w westernowe klimaty Dzikiego Zachodu. Frajda, frajda i jeszcze raz humor, akcja i niezapomniany DeLorean.


4. Trylogia o Batmanie (The Dark Knight Trilogy, 2005-2012, reż. Christopher Nolan)

Nie mogłem pominąć w moim zestawieniu trylogii mojego jednego z ulubionych reżyserów, opowiadającej przygody mojego drugiego ulubionego super bohatera. I ja wiem, że akurat u Nolana Człowiek Nietoperz często schodzi na drugi lub nawet trzeci plan. Ale to przez to, że w tych dziełach jest tyle dobrego, że nawet Christian Bale ze swoim ultra grubym głosem musi się czasem schować.

Oczywiście nie jestem wyjątkiem i druga część pt. „Mroczny Rycerz”, z nieodżałowanym Heathem Ledgerem jest bezapelacyjnie moją ulubioną. A Nolan już wtedy udowodnił, że z każdego gatunku jest w stanie zrobić epickie arcydzieło, które widz chłonie z zapartym tchem, prosząc o więcej i więcej…


3. Trylogia „Before” (Before Sunrise, Before Sunset, Before Midnight, 1995-2013, reż. Richard Linklater)

A teraz całkowicie zmieniamy klimaty, albowiem pojawia się seria, o której jak mniemam, sporo z Was mogło nie słyszeć. A szkoda! „Przed Wschodem”, „Przed Zachodem” i „Przed Północą” to jedna z najwspanialszych historii miłosnych ever. Przedstawiona jest jednak w sposób całkowicie niebanalny. Nie mamy tutaj pompatycznych scen romantycznych, które oczywiście mogą się zdarzyć tylko w filmie. Linklater opowiada bardziej przyziemną, ale nie mniej pociągającą i emocjonującą historię dwójki przypadkowo spotkanych osób, które na przestrzeni lat przeżywają swoje wzloty i upadki, gubią się i szukają, ale przede wszystkim się KOCHAJĄ.

Wiem, że niektórzy mogą się odbić od tego typu kina, narzekając, że jest przegadane. Owszem, filmy te stoją na dialogach, większość historii dowiadujemy się właśnie z rozmów głównych bohaterów, tak wspaniale granych przez Ethana Hawke’a i Julie Delpy, ale Boże, jak oni pięknie mówią! I jeszcze piękniej na siebie patrzą… Z całego serduszka, polecam!


2. Trylogia „Park Jurajski” (Jurassic Park Trilogy, 1993-2001, reż. Steven Spielberg, Joe Johnston)

Sporo dzieciaków ma w pewnym okresie życia fazę na dinozaury. Nie byłem inny pod tym względem. Odkąd tylko usłyszałem o tych wielkich jaszczurach, ogromnie mnie fascynowały. Ale to „Park Jurajski” sprawił, że je pokochałem. Mam ciarki na plecach na samo wspomnienie fenomenalnej sceny, w której główni bohaterowie pojawiają się na wyspie Hammonda i po raz pierwszy widzą ŻYWE DINOZAURY. A za każdym razem jak słyszę charakterystyczny motyw muzyczny tej serii, budzi się we mnie znów dzieciak, który chciałby przeżyć taką przygodę…

Chociaż pierwsza część Spielbergowskiego klasyka jest ukochana przez wszystkich, to następne dwie części raczej taką estymą nie są obdarzane przez widzów. Ja mimo wszystko wciąż je lubię i naprawdę nie mogę się doczekać, kiedy będę mógł zrobić sobie maraton Parku Jurajskiego z moją córką, żeby była w takim wieku, w którym ryzyko koszmarów z tyranozaurem w roli głównej będzie akceptowalnie małe.


1.Władca Pierścieni (The Lord of the Rings, 2001-2003, reż. Peter Jackson)

A na pierwszym miejscu bez niespodzianek. Król może być tylko jeden, chociaż wraca dopiero w części trzeciej. Epicka historia genialnego pisarza Tolkiena, przeniesiona na ekran przez entuzjastę kina Petera Jacksona, z miłością i należytym szacunkiem. Ten nowozelandzki twórca doskonale wiedział, że ekranizacji tej trylogii nie można zrobić po łebkach. Pomimo świadomości ile pracy, czasu i pieniędzy trzeba będzie włożyć w ten projekt, jak duże ryzyko trzeba podjąć, odważył się wziąć je na barki i doprowadzić do końca pomimo wielu problemów po drodze. I dzięki temu mamy jedno z największych arcydzieł, jakie dane nam było zobaczyć.

W każdej minucie tej epopei filmowej, widać z jakim oddaniem i dbałością o szczegóły była tworzona. Niby to trzy długie osobne filmy, ale tak naprawdę to jedna wielka całość, którą się chłonie z pełnym zaangażowaniem. Mógłbym tutaj zgryźliwie napisać, że takich filmów już się nie robi i pewnie wielu z Was przyzna mi rację…


I to już jest koniec mojego zestawienia top dziesięciu najlepszych (moim zdaniem) trylogii filmowych. Mam nadzieję, że nie rozczarowałem Was zbytnio swoimi wyborami 😉 

A jakie są Wasze ulubione trzyczęściowe serie filmowe? Jakie tytuły wywalilibyście z mojej listy i dlaczego? 🙂 

Obczaj mnie w socialach! Facebookinstagram
Podziel się z innymi! Facebooktwitter
Znajdź mnie na Facebook\'u!